O fantazji artyleryjskiej

Ponoć mówi się „ułańska fantazja”, a artylerzyści konni byli niezgorsi. Klasyczna opowieść z Biedruska przypomniana słowami Józefa Zbigniewa Otfinowskiego („Wspomnienia oficera artylerii konnej ze służby w 7-ym Wielkopolskim Dywizjonie Artylerii Konnej w latach 1932-1937”):

Gdy dowódca brygady wzniósł toast za 15-ty poznański, na salę wjechało czterech fanfarzystów na siwych koniach i odegrało pierwszą zwrotkę – zawołanie marsza 15-tego pułku ułanów poznańskich. Nagrodzono ich burzą oklasków i „wiwatnych wrzasków”… Potem zawołanie 17-tego pułku ułanów wielkopolskich. Dla dowódcy brygady, „generalskiego”. Za każdym zawołaniem, toast do dna i wreszcie miłe artylerzystom konnym zawołanie, ich marsz.

Jeszcze w uszach brzmiały ostatnie tony naszego zawołania, gdy nagle… Potężny huk wstrząsnął budynkiem, a z okien, jak grad, poleciały szyby… i cisza, która aż bolała. Można się było obawiać krzyków rannych odłamkami szkła, tymczasem burza oklasków i owacje „Niech żyje nasz DAK!”, „Jeszcze raz, jeszcze raz!”, krzyczeli najbardziej zalani…

To pułkownik Łakiński, chcąc się zrewanżować 15-temu ułanów za występ fanfarzystów, przez adiutanta zaalarmował najbliżej zakwaterowany działon, który milczkiem odprzodkował działo na tarasie kasyna i na znak adiutanta odpalił „Panu Bogu w okno”, granatem stalowym z czepkiem zamiast zapalnika. Granat zarył sie gdzieś w głebi lasów otaczających Biedrusko, a może utopił się w Warcie, która mu była po drodze… Wybuchnie w dzien Sądu Ostatecznego, nie szkodząc nikomu.

Jak zwykle i ochoczo i jednomyślnie korpus oficerski dywizjonu zgodził się zapłacić na raty koszty wybitych szyb i potłuczonych tafli na tarasie (jako że podrzuciło działem przy wystrzale). Jak mawiają Warszawiacy: „Tak dawno, może nie wszystko jest prawdą?” Moje pierwsze pobory w DAK w 1932 r. nic o szybach w Biedrusku nie wspominały. Widocznie dług był już spłacony. A może?”

Ale i w Bydgoszczy funkcjonuje taka oto opowieść o „fantazji artyleryjskiej”

Kawaleryjska fantazja nie opuszczała bydgoskich oficerów. Podczas balu wydanego w kasynie przy ul. Gdańskiej z okazji święta 11 DAK-u, szef sztabu dyonu — por. Janusz Pasturczak wjechał do sali tanecznej na swym wspaniałym rumaku. — „Co tam!” — krzyknęli zaproszeni ułani. „My wjedziemy całym plutonem”. Me minęło pół godziny jak na deskach pojawił się oddział w pełnym rynsztunku. Spod czak triumfalnie spoglądały ułańskie oczy; las lanc dumnie wznosił się nad plutonem. Nie zdzierżyli tego widoku artylerzyści. — „My całym działonem wjedziemy!” — krzyknęli i… wjechali. Nie całkowicie jednak, gdyż „kolubryna” nie tylko, że połamała schody, ale i wyrwawszy futrynę ugrzęzła w przejściu…

Akurat tą wersję wyczytałem w Kalendarzu Bydgoskim na 1977 rok.