Przebywający na urlopie w Warszawie [żołnierze „kompanii warszawskiej” 27 WDP AK] utrzymują ścisły kontakt ze swoją dywizją przez bazę zaopatrzeniową w Warszawie. Codziennie cała grupa spotyka się przed południem w gościnnym mieszkaniu pchor. „Makiny” – państwa Sommerów na Hożej.
Pierwszego sierpnia przychodzi tutaj jak zwykle por. „Piotr” [Zdzisław Zołociński]. Opowiada zebranym o spotkaniu w dniu wczorajszym z kpt. „Sawą” (Mieczysław Kurkowski), zastępcą ppłk. „Radosława”, dowódcy Kedywu KG AK. Powiedział on „Piotrowi”:
– Prowokują nas do powstania. Nie daj Boże, aby nas pchnęli do walki. Byłaby to nowa tragedia.
Słowa te na chłopcach wywierają duże wrażenie i żywo są komentowane: wszyscy wiedzą, że właśnie cała broń Warszawskiego Okręgu AK znajduje się poza Warszawą w oddziałach partyzanckich. Zdają sobie sprawę, że powstanie wisi w powietrzu, lada chwila może wybuchnąć. Przed kilku dniami otrzymali rozkaz pozostania w Warszawie aż do odwołania. Dało to im wiele do myślenia. Mimo to postanawiają w najbliższych dniach powrócić do dywizji. Nie dadzą się tutaj wciągnąć do żadnej walki bez broni i amunicji. Uważają, że tylko cała 27 Wołyńska Dywizja Piechoty w pełnym uzbrojeniu może wziąć udział w walce.
W pewnej chwili do por. „Piotra” podchodzi pani domu i mówi cicho:
– Panie Piotrze, ktoś do pana przyszedł.
Por. „Piotr” wychodzi do drugiego pokoju. Czeka tam młoda dziewczyna, która zwraca się do niego:
– Ja w sprawie pianina.
– Dobrze. Chce pani nabyć?
– Tak.
Po tych słowach młoda kobieta podaje mu rozkaz.
– Dzisiaj o godzinie 4 po południu pan porucznik stawi się ze wszystkimi ludźmi 27 Dywizji Piechoty w domu przy Pańskiej obok Bagna.
– Dziękuję pani. W porządku.
„Piotr” orientuje się, co znaczy ten rozkaz. Powstanie. Jak chłopcy przyjmą tę wiadomość? Wszyscy zarzekali się, że nie wezmą udziału w powstaniu, powrócą do dywizji.
Por. „Piotr” mówi do chłopców:
– Robota się zaczęła. Otrzymałem rozkaz, aby cała nasza grupa stawiła się dzisiaj. Rozkaz ten musimy wykonać.
Chłopcy spojrzeli po sobie. Bez słowa podnieśli się z miejsc. Por. „Piotr” jest zdziwiony tak nagłą zmianą postawy i nastrojów.
S. Podlewski, Wolność krzyżami się znaczy, Warszawa 1989, s. 115-116