A może… samopały?

W pierwszych latach funkcjonowania odrodzonego Wojska Polskiego jednym z problemów przed którym stanęli praktycy, teoretycy a nawet językoznawcy była standaryzacja słownictwa specjalistycznego. Dyskusja przewinęła się także na łamach pism wojskowych (np. Bellona czy Saper i Inżynier Wojskowy). Swoje przemyślenia z dziedziny słownictwa i języka wojskowego, przedstawił w Bellonie (1921 r., s. 820-821) płk. Szt. Gen. Marian Kukiel (wówczas szef Oddziału III Sztabu Generalnego WP, późniejszy szef Biura Historycznego SG).

Karabiny maszynowe czy samopały?

W lipcowym zeszycie „Bellony” ppłk. Kwaciszewski zastanawiał się nad wyborem nazwy dla najpotężniejszej z broni samoczynnych małokalibrowych. Słusznie odrzucił sprzeczny z duchem języka, z rosyjskiego zapożyczony „kulomiot”. Słusznie odrzucił nieścisłą nazwę „kartaczownicy”, którą trudno oznaczać broń, nie strzelającą kartaczami. Natomiast, aczkolwiek przyznał, że nazwa „karabin maszynowy” jest „żywcem tłumaczoną”, „niesprawną”, dużą przecież okazał dla niej pobłażliwość; wolał ją nawet od nazwy „karabin samoczynny”, uważając wyraz „maszynowy” za prostsze i zrozumialsze określenie cechy rodzajowej karabinu.

Zdaje mi się, że w wywodach ppłka Kwaciszewskiego odegrało pewną rolę uczucie, zresztą bardzo chlubne: umiłowanie nazwy, którą jego broń ulubiona miała w czasie, gdy skutecznie używał jej w polu.

Podpisany miał okazję cieszyć się robotą nietylko „karabinów maszynowych”, lecz także „mitraljez” i „kartaczownic”. Uważa się przeto za mniej stronnego i sądzi, że nazwa „karabin maszynowy” jest nietylko „żywcem przetłumaczoną”, „niesprawną”, lecz także niezbyt ścisłą. Czyż bowiem, biorąc ściśle, karabin powtarzalny nie jest maszynowym, t.j. maszyną o budowie dowcipnej podobno i złożonej? A jeśli mówi się już „broń samoczynna”, czy nie byłoby konsekwentnie mówić o „karabinie samoczynnym”?

Pojęcie „maszynowości” i „samoczynności” jest oczywiście względnem i zmiennem. Istniało ono oddawna u nas, choć odnosiło się do narzędzi śmierci nieco mniej udoskonalonych, złożonych i sprawnych. Pojęcie to odnajdujemy w prześlicznej, szczeropolskiej i staropolskiej nazwie „samopał”.

Ośmielam się przeto naszym miłośnikom i znawcom broni samoczynnej zadać nieśmiałe pytanie: czyby tak nie wskrzesić nazwy: „samopały”?

Wydaje mi się ona tradycyjną, z duchem języka zgodną, w archaiźmie swym wesołą i kochaną, zrozumiałą odrazu dla każdego rekruta, sprawną doskonale harmonizującą z ogólniejszą nazwą „broni samoczynnej” i w równym stopniu ścisłą.

Nieporozumieniem podobno nie będzie, gdyż nie zachodzi obawa pomieszania samopału Hotchkissa ze staroświecką strzelbą, która do tej nazwy miała kiedyś pretensje.

Zamiast trzech niezbędnych wyrazów na określenie poszczególnych typów, mamy w takim razie dwa: „samopał ciężki”, „samopał lekki”, „samopał ręczny”. Uniknie się pomieszania „karabinu ręcznego” (maszynowego), z karabinem ręcznym (powtarzalnym). Jednostki nazywać się będzie krótko: „kompanja samopałów”, zamiast „kompanja karabinów maszynowych”.

W tym duchu wskrzesili Francuzi dla piechurów, zbrojnych w ręczne samopały, nazwę fizyljerów; czemże bowiem był ongi fizyljer? Piechurem, uzbrojonym w precyzyjną, szybkostrzelną, morderczą broń skałkową, czyli w staropolski… samopał.

Zachowano pisownię oryginału.