W pierwszych latach funkcjonowania odrodzonego Wojska Polskiego jednym z problemów przed którym stanęli praktycy, teoretycy a nawet językoznawcy była standaryzacja słownictwa specjalistycznego. Tym razem (wcześniej prezentowałem propozycję M. Kukiela A może… samopały?) przedstawiam argumenty mjr. S.G. Romana Starzyńskiego opublikowane w 1928 r. na łamach Przeglądu Piechoty (1928 r., s. 133-135).
O nazwę karabina maszynowego
Wynalazca, który stworzy Jakiś nowy przedmiot, ma ten przywilej, że może nadać mu nazwę wedle swojego uznania. Jeżeli ten przedmiot rozpowszechni się w innych krajach, wtedy zwykle bądź przyjmuje się nazwę ustaloną w Jego ojczyźnie, bądź też urabia się ją zgodnie z duchem języka danego kraju.
My, szczególnie w dziedzinie wojskowości, przyjęliśmy tysiące wyrazów obcych, że wspomnę tylko sekcję, pluton, kompanię, batalion, dywizję, armię, fizyljerów, grenadjerów, reflektory, artylerję, inżynierję, radjotelegraf i t. d., spolszczając niektóre z nich jak czołg ― zamiast tanka, samolot ― zamiast aeroplanu, samochód ― zamiast automobilu, strzelców ― zamiast jägrów i t. p.
Jednakże z faktu, że nie na wszystkie wyrazy możemy znaleźć określenia polskie, nie wynika bynajmniej, aby bezkrytycznie przyjmować wyraz obcy i to w dodatku pochodzący nie z ojczyzny danego wynalazku, lecz żywcem wzięty od sąsiada, którego duch języka jest zupełnie sprzeczny z duchem języka polskiego.
A tak się stało, jeśli chodzi o nazwę karabina maszynowego. Jak wiadomo, ojczyzną karabina maszynowego jest Francja, gdzie zjawił się on w czasie wojny francusko-pruskiej i został nazwany mitraljezą (mitrailleuse). Z Francji przejęły go inne kraje, dostosowując jego nazwę do charakteru swego języka. A więc w Niemczech nazwano go karabinem maszynowym (Maschinengewehr), w Rosji ― kulomiotem (pulemiot) i t. p.
Kiedy tworzyło się wojsko polskie, nie było czasu na zastanawianie nad racjonalnością użycia tego, czy innego wyrazu; tłumaczono żywcem obce określenia i język nasz wojskowy aż się roił od różnych germanizmów i rusycyzmów: fasunków, menaży, autokolumn i t. p., które stopniowo wyparte zostały przez wyrazy polskie.
Dziś po dziesięciu latach istnienia wojska polskiego czas zastanowić się, czy słusznie utarł się i dotąd oficjalnie używany jest termin: karabin maszynowy. Wyraz ten, żywcem przetłumaczony z niemieckiego, przeszedł do polskiego słownictwa wojskowego, dzięki liczebnej przewadze byłych oficerów niemieckich i austryjackich, a zwłaszcza legjonowych, którzy się do tej nazwy przyzwyczaili i z armij zaborczych oraz formacyj ochotniczych wyraz ten wprowadzili do słownictwa naszego.
Obok jednak nazwy karabina maszynowego byli oficerowie rosyjscy początkowo używali nazwy „kulomiot”, byli oficerowie armji Hallera ― nazwy „mitraljeza”.
Dzięki poprostu przewadze liczebnej oficerów austryjacko-niemieckich i legjonowych utarła się nazwa ― karabinu maszynowego. Czy słusznie jednak?
Sądzę, że nie! Próbowano spolszczyć ten wyraz, wysuwano projekt nazwania karabina maszynowego ― samopałem. Nazwa ta nie przyjęła się, gdyż niezbyt była szczęśliwa. Ale czy dlatego mamy sankcjonować nazwę niemiecką, z duchem języka niezgodną, niepraktyczną, bo dwuwyrazową?
Dzięki temu, że karabin maszynowy, ma tak długą nazwę trzeba się było uciec do skrótu, powszechnie dziś używanego: k. m. do którego dorobiono następnie pochodne: r. k. m., l. k. m., c. k. m., k. k. m., k. c. k. m., i t. d. Czyż nie rażą ucha te brzydkie, okropne skróty, tak trudne do wymówienia, jak np. k. c. k. m. Przecież można znaleźć wyjście z tej sytuacji i, skoro używamy bez skrótów terminu ― kompanja strzelecka, wynaleźć wyraz jeden zamiast dwu; i w konsekwencji kompanję k. m. określać tą jedną nazwą.
Najlepiej byłoby znaleźć nazwę polską, ale skoro nie może się ona urodzić, poprzestańmy na nazwie obcej, ale wziętej z ojczyzny karabina maszynowego, a więc z Francji. Pomijając fakt, że będzie to znacznie logiczniejsze, niż tłumaczenie nazwy niemieckiej i że nie będzie to obrażało naszej dumy narodowej, ułatwi znacznie sytuację, gdyż zamiast dwuwyrazowego karabinu maszynowego użyjemy określenia jednowyrazowego; mitraljezą.
Od tego wyrazu łatwiej będzie utworzyć określenia pochodne ― ręczna mitraljeza, czy lekka mitraljeza ― dwuwyrazowe, zamiast trzywyrazowych: ręcznych i lekkich karabinów maszynowych, a zwłaszcza nazywać kompanję k. m.― kompanją mitraljerów. Skoro przyjęliśmy tyralierów, fizyljerów i grenadjerów, nic chyba nie stoi na przeszkodzie, aby przyjąć i mitraljerów. Przyjęcie tego terminu pozwoli umknąć przykrych dla ucha skrótów, używanych dziś nietylko w piśmie, ale i w mowie żywej: r. k. m., l. k. m., c. k. m., k. k. m.
Rzucam tę myśl w nadziei, że wywoła może pożyteczną dyskusję, która jeśli nie przyniesie odpowiedniego terminu polskiego, to może przyczyni się do przyjęcia terminu obcego, ale zgodnego z pozostałą terminologją polską, zgodnego z duchem języka, uwzględnionego dziś we wszystkich słownikach wyrazów obcych, który ułatwi usunięcie brzydkich skrótów.
Zachowano pisownię oryginału.